Radni z Pszczyny jednogłośnie zaprotestowali przeciwko prowadzeniu wydobycia na terenie gminy. Burmistrz mówi, że również z mieszkańcami się solidaryzuje. Mimo to, inwestorzy nie zamierzają odpuścić, nawet jeśli planowany dialog z lokalną społecznością nie przyniesie spodziewanych efektów.
Czwartkowa sesja Rady Miejskiej rozpoczęła się od poruszenia najbardziej gorącego tematu ostatnich tygodni - ewentualnej budowy nowej kopalni, która prowadziłaby wydobycie między innymi na terenie powiatu pszczyńskiego. Zanim radni pochylili się nad projektem uchwały w sprawie wyrażenia negatywnego stanowiska wobec planów budowy kopalni przez spółkę Studzienice Sp. z o.o. głosu udzielono gościom.
Jako pierwszy do mównicy podszedł Jakub Sagan, dyrektor generalny grupy ECI, firmy, która chce zainwestować w budowę kopalni w naszym regionie.
- Jak mniemam, państwo wiedzą więcej na temat naszego projektu niż my sami. Z treści projektowanej uchwały wynika, że nasz projekt przeszedł dosyć szczegółową analizę. Jestem zdziwiony, bo jesteśmy na samym początku planowania tej inwestycji i część informacji, którą usłyszałem jest dla mnie nowa i niezgodna z prawdą - rozpoczął Jakub Sagan, proponując dialog i zachęcając do zadawania pytań dotyczących przedsięwzięcia.
Dyrektor grupy ECI opowiedział o historii oraz częściowo o dotychczasowych inwestycjach przedsiębiorstwa w budowę nieruchomości. Przyznał, że spółka "Studzienice" powołana została dla jednego projektu, którym jest prowadzenie wydobycia. Następnie odniósł się do obaw mieszkańców.
- Plany spółki nie obejmują wydobycia pod domami - przekonywał, że z eksploatacji wyłączone są obszary zabudowane. - Szczególna dbałość o środowisko naturalne to konkretny plan, który zamierzamy realizować przy współpracy z osobami odpowiedzialnymi za środowisko, w tym z Lasami Państwowymi - zapewniał.
Jak wyjaśniał, głównym założeniem spółki jest odpowiedzialność społeczna projektu. - Jesteśmy otwarci na dialog i merytoryczną rozmowę, nie bazującą tylko na wyobrażeniach i obawach. Chcemy doprowadzić do takiego wdrożenia tego projektu, który będzie projektem jak najbardziej korzystnym dla wszystkich.
Jakub Sagan wymienił również korzyści, które mają pojawić się wraz z zakładem. Mówił o nowych miejscach pracy w liczbie do 6 tysięcy (w kopalni i branżach około górniczych), aktywizacji regionu i przedsiębiorstw lokalnych, na których przez kilkadziesiąt lat ma być oparta działalność górniczej spółki, a także wskazywał na podatki, które mają poprawić finanse budżetów zainteresowanych gmin.
- Zdajemy sobie sprawę, że niesiemy na grzbiecie ciężar doświadczeń całego Śląska sprzed 70 lat, że przez 70 lat gospodarka zasobami była rabunkowa, ale to co planujemy, to nie jest już to górnictwo, które tak ciężko doświadczyło Śląsk jeśli chodzi o szkody górnicze, to nowe jakościowo górnictwo: prywatne, efektywne, oparte o zasadę odpowiedzialności biznesowej - zaręczał, pokazując jako wzór kopalnię węgla kamiennego w Bogdance. - To dobry przykład, który chcemy naśladować - zakończył.
Następnie udział w dyskusji wzięła Agata Tucka-Marek, mieszkanka powiatu pszczyńskiego, która wystąpiła jako prezes Krajowego Stowarzyszenia Poszkodowanych Działalnością Geologiczno-Górniczą. W sesji wzięła udział na prośbę mieszkańców Studzienic.
- Przedstawione do tej pory wszelkie opracowania budzą dalej nasze obawy - zwróciła się do przedstawicieli inwestora. - Dlatego w imieniu zarządu stowarzyszenia chciałam wyrazić poparcie państwa inicjatywy w postaci uchwały - powiedziała do radnych.
- Jako stowarzyszenie absolutnie popieramy mieszkańców. Koszty społeczne i biznesowe takich inwestycji zawsze kończą się po stronie samorządów - ostrzegała. - Jeśli inwestor proponuje metodę eksploatacji "na zawał", to nie ma to nic wspólnego z nowoczesnym górnictwem, to degraduje teren, a szkody są wysokiego ryzyka - uprzedzała.
Agata Tucka-Marek zwróciła uwagę, iż kwestia odpowiedzialności za szkody to w przepisach górnicznych tylko dwie strony. - Pierwszy paragraf tego działu rozpoczyna się od słów, że mieszkańcy nie mogą sprzeciwiać się eksploatacji górniczej - mówiła. - Prawo zawsze stoi po stronie przedsiębiorcy, a nie mieszkańców, to potwierdzają nasze doświadczenia i do tej pory przekazywane informacje - opowiadała, przywołując przykład Bytomia.
Zwróciła również uwagę, iż w materiałach spółki nie znalazła informacji na temat rekultywacji terenu i szacunków biznesowych z tym związanych. Odniosła się również do ulotki, która spółka dystrybuowała na obszarach, których dotyczy wydobycie. Zacytowała: - W wysoce nierzetelny sposób działania oraz ilość nieprawdziwych informacji, które są rozpowszechniane rodzi szereg uzasadnionych wątpliwości dotyczących motywacji osób inicjujących takie działania - czytała. Skomentowała to: - To w sposób rażący neguje udział strony społecznej w dialogu. To nie ma nic wspólnego z dialogiem społecznym i według naszych doświadczeń takie stanowisko nie rokuje pozytywnie.
Prezes stowarzyszenia zwróciła też uwagę na strategię gminy Pszczyna: - Historyczna perła Górnego Śląska dąży do zrównoważonego rozwoju społeczno-gospodarczego poprzez wykorzystanie posiadanego potencjału: walorów geograficznych, przyrodniczych i turystyczno-kulturowych. Stwarza warunki dla wysokiej jakości życia i gospodarowania mieszkańcom i partnerom zewnętrznym oraz rozwoju gospodarki uwzględniającej oczekiwania społeczne w poszanowaniu własnej tradycji i dziedzictwa - przytoczyła.
Odniosła się też do przykładu Bogdanki. - Od kilku lat współpracujemy ze stowarzyszeniem poszkodowanych właśnie z terenu Lubelszczyzny, z gmin Cyców i Puchaczów. Stawianie Bogdanki jako przedsiębiorcy odpowiedzialnego za szkody górnicze nie jest dobrym przykładem - zakończyła.
Marcela Grzywacz, przewodnicząca stowarzyszenia "Nasze Dziedzictwo". - Jeśli chodzi o protest, to jest to oddolna inicjatywa i nieprawdziwa jest informacja, że stoi za nami grupa interesów - odpowiedziała na treść ulotki, którą rozpowszechniała spółka.
Zwróciła uwagę na różnice w prezentacji, którą Jakub Sagan przedstawił na sesji, a tą która pokazywano radnym wcześniej. - Zniknęły informacje dotyczące kategorii odkształceń terenu, które państwo zapowiadaliście. Zniknęły informacje o tym, że teren złoża znajduje się pod terenami zabudowanymi - mówiła.
- Państwo dziś zapewniacie, że nie będziecie eksploatować pod terenami zabudowanymi. Ale teren udokumentowanego złoża obejmuje zabudowania trzech ulic w Studzienicach i Jankowicach. Wiemy też, że teren górniczy, czyli ten pod którym występują szkody górnicze, są znacznie większe niż obszaru, na którym prowadzona jest eksploatacja - mówiła Marcela Grzywacz. - Może na początku będziecie fedrować pod lasami, ale jaką mamy pewność, że w przyszłości nie poszerzycie tych terenów. Tego się boimy.
Jako ostatni głos w dyskusji zabrał Michał Pudełko, sołtys Jankowic. - W imieniu mieszkańców Jankowic bardzo proszę radnych o przegłosowanie uchwały - zwrócił się do radnych.
- Obawiamy się degradacji środowiska, bardzo poważnego naruszenia stosunków wodnych. Z tego, co państwo wybierzecie 70% terenu opadnie, powstaną potężne zalewiska i szkody - argumentował.
Po dyskusji radni jednogłośnie przegłosowali uchwałę w sprawie wyrażenia negatywnego stanowiska wobec planów budowy kopalni przez spółkę Studzienice Sp. z o.o.
Po sesji o sytuację związaną z zamiarem wydobycia i podjętą uchwałę zapytaliśmy burmistrza Dariusza Skrobola. - Solidaryzuję się z mieszkańcami w stu procentach. Mam bardzo podobne zdanie jeżeli chodzi o niebezpieczeństwo związane z zagrożeniem środowiskowym - odpowiedział.
- Z jednej strony jestem za tym, aby nie było żadnej uciążliwości i będziemy o to walczyć, aby nie było degradacji terenu, negatywnych skutków wydobycia - tłumaczył. - Muszę brać też pod uwagę te elementy ekonomiczne. Ci sami radni, którzy głosują przeciwko uchwale, na tej samej sesji żądają ode mnie budowy dróg. Tego się tak naprawdę nie da połączyć. To jest ogromne wyzwanie dla burmistrza, aby znaleźć taką formułę, która zabezpieczy mieszkańców, a z drugiej strony da możliwość rozwoju gminy - objaśnił.
- Gdybyśmy spytali w Pawłowicach lub Suszcu, co sądzą na temat kopalni, przypuszczam, ze byłaby euforia. U nas jest całkowicie inaczej - dodał.
Co może zrobić w tej chwili Pszczyna? - Na pewno jesteśmy w niekorzystnej sytuacji, bowiem nie jesteśmy stroną. Staniemy się nią gdy będzie przygotowany raport oddziaływania na środowisko i zostanie złożony wniosek koncesyjny u ministra. Wtedy możemy uruchomić rożnego rodzaju instrumenty, które zabezpieczają mieszkańców - odpowiedział Dariusz Skrobol. - Mamy plan zagospodarowania przestrzennego, park krajobrazowy, wiele rożnych instrumentów , których możemy użyć , żeby przytrzymać wydanie koncesji - tłumaczył burmistrz, dodając, że ostateczna decyzja pozostanie jednak rękach ministra. - To on tak naprawdę będzie decydował czy to wydobycie się tutaj odbędzie czy nie.
Krótko po sesji inwestor zwołał konferencję prasową. Poinformował na niej o planach spółki, możliwych lokalizacjach kopalni (w Międzyrzeczu lub Woli), planowanej wartości inwestycji (około miliarda złotych). Jakub Sagan potwierdził, że mimo protestów firma będzie zdeterminowana, by inwestycję zrealizować oraz spróbuje się podjąć dalszego dialogu z zainteresowanymi osobami.