We wtorek w Urzędzie Miejskim w Pszczynie mieszkańcy i radni starali się przekonać przedstawiciela spółki "Studzienice" do rezygnacji z planów budowy kopalni, której ewentualna eksploatacja obejmie częściowo obszar naszej gminy oraz powiatu. Przeciwnicy inwestycji przedstawili swoje negatywne opinie wobec planów spółki, a radni skupieni wokół Komisji Gospodarki jednogłośnie opowiedzieli się za negatywną oceną proponowanej działalności. Mimo licznych argumentów, ciężko spodziewać się, by firma odstąpiła od swoich planów.
Chociaż podczas wtorkowego spotkania radnych w ramach Komisji Gospodarki poruszano kilka tematów, to tylko jeden wzbudzał tak żywe emocje. Temat wydobycia i ewentualnej budowy kopalni na terenie powiatu pszczyńskiego od co najmniej kilku miesięcy spędza sen z powiek wielu mieszkańców gmin Pszczyna i Kobiór. To na terenie naszego powiatu spółka "Studzienice" z Warszawy planuje w 2020 roku rozpocząć wydobycie węgla.
Ludzie obawiają się degradacji środowiska i okolicznych lasów. Boją się, że w przyszłości wydobycie zwiększy się i podejdzie pod ich domy oraz gospodarstwa. Żyją w strachu i przerażeniu, że Pszczyna, perła Górnego Śląska, stanie się ofiarą rabunkowej gospodarki. To mieszkańcy Studzienic i Jankowic, w liczbie ponad 1600 osób, podpisali listy do radnych, w których proszą o podjęcie działań, które być może uchronią gminę przed fedrunkiem.
Na podstawie tych listów przygotowany został projekt uchwały w sprawie poparcia negatywnego stanowiska wobec planów budowy kopalni przez spółkę Studzienice Sp. z o.o. Podczas posiedzenia był on opiniowany przez radnych z komisji. Zanim doszło do podejmowania decyzji, szansę na argumentację mieli zarówno mieszkańcy, jak i zainteresowana wydobyciem firma.
W związku z dużym zainteresowaniem tematem, posiedzenie przeniesiono z małej sali do sali sesyjnej. Dzięki temu wziąć udział w nim mogli także zainteresowani mieszkańcy, którzy - co wielokrotnie podkreślali - pierwszy raz mają okazję rozmawiać z zainteresowaną inwestycją firmą.
Gościem posiedzenia był także Jacek Kałuża, dyrektor ds. inwestycji spółki "Studzienice". Szybko okazało się jednak, że nie posiadał odpowiednich umocowań do podejmowania decyzji w imieniu spółki. Jak sam powiedział, do Pszczyny przyjechał wyłącznie, by wyjaśnić wątpliwości związane z inwestycją.
Jak tłumaczył, najbardziej był zaskoczony negatywnym podejściem mieszkańców do inwestycji. - Odbyliśmy serię spotkań, między innymi w Kobiórze i w Pszczynie. Nie było żadnych przeciwwskazań, nikt nie odnosił się negatywnie do tego zadania, w związku z czym przyjęliśmy, że możemy to zadanie kontynuować - mówił, nawiązując do wcześniejszego spotkania z komisją.
- Uzyskaliśmy koncesję na rozpoznanie złoża i to rozpoznanie przeprowadziliśmy. Jesteśmy teraz na etapie gromadzenia dokumentacji, która jest niezbędną po to, żeby wydać decyzję środowiskową. W tym momencie jest sporządzany raport oddziaływania na środowisko i plan zagospodarowania złoża - objaśniał. - Po tym wszystkim musimy przeprowadzić konsultacje z nadleśnictwem. Z państwem przez okres dwóch miesięcy będą konsultacje indywidualnie we wszystkich gminach. To po to, aby zebrać opinie przeciwne i na nie odpowiedzieć. Dziwi mnie, że nikt żadnych dokumentów nie widział, nikt nie wie jak ta kopalnia ma wyglądać, a wszyscy mówią żeby tej kopalni nie było - mówił.
Zapewniał, że przedsiębiorstwo nie planuje wydobycia pod Jankowicami, Bojszowami, Świerczyńcem, Międzyrzeczem, a tylko w pasie lasów kobiórsko-pszczyńskich. Dodatkowo zaręczał, że spółka jest gotowa przesunąć obszar koncesyjny dalej od części mieszkalnej. Prosił, by wstrzymać się z decyzją do raportu oddziaływania na środowisko. - Jeśli mielibyśmy poważnie rozmawiać, to czekajcie państwo kiedy będzie komplet dokumentów - sugerował.
Słowa dyrektora spółki podważyła Izabela Szafron-Gawlik, mieszkanka gminy Pszczyna. - Czy Państwo w ogóle nas zapytali czy my chcemy tej kopalni? Myśmy się o tym dowiedzieli niedawno, wszystko było robione bardzo po cichu. Nikt się nas nie zapytał, czy tego chcemy - odpowiadała Jackowi Kałuży. - To nie jest kwestia dyskusji na temat "kopalni czy nie?", ale jaki mamy pomysł na miejsce do życia, w którym jesteśmy, a mieszkańcy gminy Pszczyna mają zdecydowanie inny pomysł na to miejsce.
- A co powiecie kopalniom sąsiednim, na przykład "Silesia"? - ripostował pracownik spółki.
- Wiemy, co "Silesia" wyprawia w Rudołtowicach i Goczałkowicach. My to wiemy, dlatego tej kopalni nie chcemy - szybko zareagowała Szafron-Gawlik.
Jak tłumaczyła, Pszczyna świetnie sobie radzi bez kopalni. - Mamy świetnie wykształconych ludzi, świetnych przedsiębiorców. Przedsiębiorstwa naokoło się rozwijają, rośnie wskaźnik drobnych i średnich przedsiębiorstw - i na tym się opiera nasza gmina. Obok jest Wola i wszyscy wiemy jak ona wygląda - mówiła mieszkanka gminy.
Jacek Kałuża nawoływał, by radni, podejmując decyzje, mieli komplet dokumentów w ręce zanim powiedzą "nie".
- Sam fakt, ze państwo chcą prowadzić fedrunek pod lasami tez mi się nie podoba. To nasze dziedzictwo, nasze bogactwo i chcemy rozwój gminy Pszczyna widzieć tak, że są to: rekreacja, turystyka i ochrona środowiska - odpowiadała Izabela Szafron-Gawlik.
Dyrektora spółki nie przekonało nawet 1600 podpisów mieszkańców przeciw kopalni. - Te osoby niekoniecznie wiedzą, o czym mówią i co podpisują. Większość obaw wynika z niewiedzy - opierał się Jacek Kałuża.
Do dyskusji włączyła się radna Renata Dyrda (sołectwo Jankowice). - Na żadnej sesji nie było nic przedstawiane. Na komisji pan w sposób bardzo piękny opowiedział jak to będzie cudownie, nie mówiąc o tym jakie będą skutki, jeśli będzie fedrunek. Mieszkańcy podpisując się, byli świadomi, wiedzieli jakie skutki ta kopalnia może przynieść. Wiemy, jak kopalnie działają, jaki mają wpływ na budynki, na teren. My to wiemy, bo kopalnie mamy w pobliżu i jesteśmy na tyle świadomi - odpowiedziała dyrektorowi "Studzienic".
Nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni Jacek Kałuża radził, by poczekać na sporządzany właśnie raport oddziaływania na środowisko.
Głos zabrał także sołtys Jankowic, Michał Pudełko, który aktywnie włączył się w zbieranie podpisów przeciwko wydobyciu na terenie naszej gminy. - Mieszkańcy Jankowic i Studzienic doskonale wiedzą, co nam zagraża. Zdają sobie sprawę jakie jest zagrożenie. Prosiłbym, abyście nie mówili, że mieszkańcy protestują, ale tak naprawdę nie wiedzą, o co chodzi. Doskonale wiemy, co się dzieje w sąsiednich miejscowościach, wiemy jakie są problemy z budynkami. Dlatego też mieszkańcy są przerażeni perspektywą, że ta kopalnia tu powstanie - przyznał.
- My mieszkamy na Śląsku, tutaj jest kilkadziesiąt kopalń. Jak Pan może mówić, że nasz protest wynika z niewiedzy? - pytała Marcela Grzywacz, przewodnicząca nowego stowarzyszenia "Nasze Dziedzictwo". - Jeśli dostaną państwo koncesję na te złoże, to może nas pan dziś zapewniać, że będziecie tylko w jakimś procencie eksploatować, ale będziecie mieć prawo eksploatować z całego złoża, na które będzie koncesja - przedstawiła obawy mieszkańców.
Odniosła się także do obietnic dyrektora o ewentualne zmiany w granicach obszaru górniczego. - Państwo się ograniczą, a potem wystąpią z wnioskiem o rozszerzenie koncesji na całe złoża. Tak dzieje się na terenie całego Śląska. Tak postępują inne kopalnie - spostrzegła.
Z Marcelą Grzywacz zgodził się Zygmunt Jeleń, mieszkaniec Jankowic i równocześnie członek zarządu powiatu. Mówił o zasadzie "włożonej stopy w drzwi". - Wejdą na możliwie najmniejszy teren, aby zminimalizować protesty, aby potem te drzwi do końca uchylać. Inaczej mówiąc, jak dostaniecie koncesję na konkretny teren, to pójdzie to dalej - ostrzegał.
Do Jacka Kałuży ponownie zwróciła się też Izabela Szafron-Gawlok. - Ufam w pana dobrą wolę, ale niestety tu jest czyste wyliczenie, komu się co opłaca i tyle. Pan może nas zapewniać, opowiadać naprawdę piękne rzeczy, natomiast przyjdzie zarząd i będzie miał bilans, i jak im się będzie to opłacać, to wtedy my się naprawdę nie będziemy liczyć.
Do zarzutu o bezwiedne podpisywanie listu odniosła się również sołtys Studzienic i jednocześnie radna, Jolanta Spek. - Podpisy były zbierane świadomie. Pokazują one, że my tej kopalni nie chcemy. Powinni się państwo wycofać, jeśli to możliwe i uszanować wolę mieszkańców - mówiła. - Studzienice nazywano kiedyś zielonym miasteczkiem i chciałabym, żeby tak nadal zostało.
Marcela Grzywacz poprosiła dyrektora o okazanie mapy terenu górniczego, czyli rejony, na którym wystąpią szkody górnicze (obszar ten jest zazwyczaj znacznie rozleglejszy od terenu, na którym się prowadzi wydobycie). Usłyszała jednak, że takiego dokumentu w tej chwili jeszcze nie ma.
Jeden z obecnych na komisji mieszkańców zwrócił uwagę, że szkody mogą być bardzo rozległe. - Jak było tąpniecie w kopalni "Czeczott", to domy ruszały się w Tychach - wspominał. - A co dopiero jak tutaj będzie eksploatacja, na skraju Studzienic? To znaczy ze cały obszar będzie ulegał degradacji - alarmował.
- Pan ma rację, to może się zdarzyć, ale poczekajmy na raport - odpowiedział Jacek Kałuża.
- Ten raport jest przygotowywany na państwa wniosek przez podmiot, któremu państwo płacicie - zauważyła Marcela Grzywacz. - Wiemy jak wyglądają sporządzone raporty oddziaływania na środowisko.
- Państwo mogą sobie zażyczyć ekspertyzę. Poczekajmy - ripostował Jacek Kałuża.
Na temat szkód ewentualnych szkód górniczych wypowiedział się również Jan Janosz, mieszkaniec Studzienic. - Osiadanie to minimum 70% tego, co pan wybierze, Może być, dużo, dużo więcej. Jeśli pokładów będzie 30 metrów, to całość siądzie na kilkanaście, a nawet 20 metrów. Degradacja będzie pewna - ostrzegał i dodał, że planowane przez spółkę filary wcale nie uchronią terenów przed osiadaniem, co więcej mogą sprawić, że zniszczenia w niektórych miejscach będą jeszcze większe.
Jacek Kałuża po raz wtóry prosił, aby poczekać na raporty. - Nie ma raportów, jeśli chodzi o osiadanie. Poczekajmy, aż będą dokumenty - proponował i porównywał Pszczynę do gminy Puchaczów, gdzie działa kopalnia "Bogdanka". - Wieś jest jedną z najbogatszych wsi w Polsce, właśnie dzięki kopalni - mówił dyrektor.
- My tutaj nie chcemy kopalni! Mamy pomysł na gminę; to jedno z ostatnich miejsc zielonych na terenie Śląska. Przyjeżdżają tu ludzie, budują swoje domy. Szkoły i przedszkola są pełne, mamy wysoki wskaźnik dzietności, bo ludzie chcą tu mieszkać. Mamy wystarczająco zabytków, miejsc, które ludzie chcą odwiedzać i dla kopalni nie ma tutaj miejsca! Jesteśmy zwolennikami zrównoważonego rozwoju, a nie katastrofy ekologicznej - wyjaśniała Izabela Szafron-Gawlik. - Wolę tu 150 tysięcy osób ze Śląska, które się tutaj osadzą i będą wychowywać dzieci niż jedną kopalnię!
- Kości zostały rzucone i nie może pan powiedzieć, że nie będziemy czekać na raport, bo będziemy - powiedział Zygmunt Jeleń i przypomniał jedną z łacińskich maksym, która mówi, by po pierwsze nie szkodzić. Jak tłumaczył, za przerażeniem mieszkańców stoi kilkudziesięcioletnie doświadczenie z tego, co dzieje się na terenach pokopalnianych w Pszczynie i wokół. - Możemy pokazać masę zdjęć, jak wyglądają tereny, gdzie pod lasami kiedyś fedrowano. To są potężne zalewiska z drzewami umierającymi. Występują szczeliny, w które w każdej chwili może ktoś wpaść - uzasadniał głos mieszkańców. - Dlaczego tu jesteśmy? To niewiara w to, że tam będzie za 20-30 lat wyglądało wszystko jak w tej chwili - zwrócił się do dyrektora spółki.
Jacek Kałuża ponownie poruszył kwestię raport oddziaływania na środowisko. - Będzie to przy raporcie. Proszę państwa, te procesy są długotrwale i powiązane. Raport ze względu na obserwacje migracji ptaków musi być sporządzany przez pewien okres - przekonywał, podając, że dokumenty mają być gotowe w ciągu kwartału.
- Nasze spotkanie jest daremne, jeśli nie mamy żadnych podstaw do dyskusji, jeśli nie mamy żadnych dokumentów. Wielu mieszkańców było pracownikami kopalń i wiedzą jakie są skutki eksploatacji - padł głos z sali.
- Protestujemy już teraz, dlatego, bo czasu jest naprawdę mało. Dokumenty, które powstają, one będą pozytywne dla kopalni. To my teraz musimy zrobić wszystko, by kopalnia tu nie powstała. Jak będzie raport i będzie decyzja środowiskowa, wtedy nic nie zrobimy, bo kolejnym krokiem będzie wystąpienie z wnioskiem o koncesję. Możemy sobie dzisiaj tu słuchać pięknych słówek przedstawicieli spółki "Studzienice", natomiast wtedy nie będziemy już mieli absolutnie żadnego wpływu, co stanie się z naszą ziemią, środowiskiem - mówiła Marcela Grzywacz. - Jesteśmy tutaj mieszkańcami Jankowic i Studzienic, ale chcemy też uwrażliwić mieszkańców całej gminy. Mówimy o lasach pszczyńskich, rezerwacie przyrody Żubrowisko. To nasze dziedzictwo, naszych przodków i naszych pokoleń. Teraz decydujemy o tym jak ta ziemia będzie wyglądała przez pięćdziesiąt, a nawet sto lat - motywowała radnych przewodnicząca "Naszego Dziedzictwa".
- Nie mamy żadnego interesu w tym, żeby protestować. Ja jestem tutaj społecznie, pan jest tutaj - bo płaci panu za to spółka. My walczymy o nasze życie, o nasze miejscowości i o to, jak te miejscowości będą wyglądały w przyszłości. Proszę, by nie odkładać tej uchwały - apelowała. - Uchwała nie zablokuje kopalni, aby zablokować tę kopalnię musimy włożyć naprawdę mnóstwo energii, siły, zgromadzić masę ekspertów, którzy nam w tym pomogą. Mam takie pytanie do państwa: czy państwo nam w tym pomogą, czy pan burmistrz nam w tym pomoże? - zwróciła się do samorządowców.
Do rozmowy włączył się Andrzej Wojtanowicz, radny z Rudołtowic. - Nie jestem z Jankowic, ani ze Studzienic, ale mieszkam pod pokładami kopalni "Silesia". Wiem, co to znaczy. Cztery lata temu mieszkałem w zrujnowanym domu, cztery lata mi ten dom spinano i do dzisiaj jest pokrzywiony doszczętnie - opisywał. - Byliśmy pod Kompanią Węglową, dziś to jest prywatny zakład. Dzisiaj ktoś idąc na kopalnię, że dom mu nadal pęka w Rudołtowicach, słyszy, że to dalej są skutki po poprzedniej kopalni, bo teren dalej siada. Nie dziwię się mieszkańcom, że się boją - mówił. Jak dodał, trzeba się również liczyć z utratą wartości nieruchomości, działek oraz domów.
W odpowiedzi Jacek Kałuża po raz kolejny zapewniał, że wydobycie będzie prowadzone pod lasami. - Jedyny dom, który może ucierpieć to domek myśliwski, który tam się znajduje wewnątrz. Poczekajcie Państwo na raport środowiskowy - prosił po raz kolejny.
- Jesteśmy tu o trzy lata za późno. Gdybyśmy trzy lata temu o tym wiedzieli, nie byłoby raportu, nagonki, szukania. Jeżeli teraz poczekamy na raport, to będzie już w ogóle za późno - mówił Zygmunt Jeleń, tłumacząc, że nasza niewiara wynika z dotychczasowych doświadczeń. - Chcemy żeby jakiś zakątek tego Śląska został zielony - podsumował.
- Częściowo Państwa staram się zrozumieć i uspokoić. Temat dotyczy tylko lasów. żaden dom nie zostanie zrujnowany - odpowiadał po raz kolejny Jacek Kałuża.
Marcela Grzywacz zwróciła się do Jacka Kałuż z prośbą, by spółka wycofała się z planów nazwania kopalni "Studzienice" - Nie chcemy być w całej Polsce kojarzeni z ciężkim przemysłem, kopalnią, szkodami górniczymi. Chcemy by Pszczyna była kojarzona tak jak teraz - zielono, rekreacyjnie.
Do dyskusji włączył się również Czesław Moń. - Jako mieszkaniec chciałbym wiedzieć co z "górą", co z zapyleniem, jaki to będzie miało wpływ na środowisko?
- To będzie w raporcie - odpowiedział Jacek Kałuża. Dodał, że prawdopodobnie nowa kopalnia będzie oparta o zakład "Czeczott", gdzie istnieje już odpowiednia infrastruktura. W związku z czym nie będzie konieczności budowy nowego zakładu przetwórczego.
- Większość mieszkańców nie chce tej kopalni. Nie możemy czekać na uzgodnienia, które będą. Rozumiem waszą pracę i wasz cel, nie odpuścicie - zwrócił się do dyrektora spółki Czesław Moń. Dodał, że jeśli do inwestycji dojdzie, to nigdy już tego nie odbudujemy. - Nasze dzieci będą mieć to nam za złe - zakończył.
- Proszę, abyśmy wszyscy przyjęli tę uchwałę (o negatywnym stanowisku wobec inwestycji - przyp. red.) na sesji - zaapelowała Renata Dyrda. Wspólnie z Zygmuntem Jeleniem zwróciła się również z zapytaniem do burmistrza. - Co jest w studium i w planie zagospodarowania przestrzennego? Czy to przypadkiem nie było wcześniej już ustalane. Jeśli by się to znalazło w planie, to znaczyłoby, że rozmowy z urzędem były prowadzone już wcześniej.
Po dyskusji radni Komisji Gospodarki powrócili do małej sali. Tam jednogłośnie pozytywnie zaopiniowali projekt uchwały w sprawie poparcia negatywnego stanowiska wobec planów budowy kopalni przez spółkę Studzienice Sp. z o. o. W czwartek na sesji Rady Miejskiej projekt uchwały zostanie poddany pod głosowanie.
W tym samym dniu wizytę w Pszczynie zapowiedział Jakub Sagan ze spółki "Studzienice". Ma być on obecny na sesji Rady Miejskiej, a tuż po głosowaniu nad projektem uchwały zorganizuje konferencję prasową. Firma z prośbą o udostępnienie sali w tym celu wystąpiła do burmistrza jeszcze przed wtorkową komisją, krótko po tym jak w Urzędzie Miejskim złożona została lista z podpisami przeciwko inwestycji. Zgodę na skorzystanie z pomieszczeń ratusza otrzymała.